Hiszpańskie ulice wibrują stylem

Hiszpania jest jak plansza, wystarczy, ze przesuniesz pionek na kolejne pole i znajdujesz się w zupełnie innej rzeczywistości. Ten kraj pełen słońca przyciąga turystów z całego swata, zachęca swoją wibrującą osobowością, nęci zapachami, zatraca w majestacie swojej różnorodnej przyrody, sztuki i historii - uzależnia jak najlepsza Rioja. W cieniu wszelkich hiszpańskich zalet pozostaje bardzo niedoceniona, a jakże różnorodna i niebanalna moda. To jak kształtowała się na przestrzeni lat hipnotyzuje, jednak to obcowanie z hiszpańskim stylem na tutejszych ulicach robi największe wrażenie, bo to właśnie Hiszpanie stali się wirtuozami nienagannej, ale w tym wszystkim nonszalanckiej elegancji.

Hiszpania, to kraj, który przez wieki opowiadał swoją historię w koronkach, złotych haftach i falbanach, dziś snuje tę opowieść na nowo. W rytmie kroków na brukowanych ulicach splata się pamięć dworskich sukni i śmiałość młodocianej ekstrawagancji.

Zbłądziłam gdzieś w uliczkach wychodzących z Plaza España i stanęłam wpatrzona w powolne obroty starszej pary tańczącej Chotis w tradycyjnych strojach Chulapos, w ich gracji i precyzji można wyczuć cały ciężar tradycji i stylu XIX wiecznej Hiszpanii. Razem ze mną w zahipnotyzowanym tłumie, możemy dostrzec turystów z całego świata, ale tez Hiszpanów, których nie sposób przegapić. Elegancka brunetka w wielkich okularach Celine z przewieszona na ramieniu torbą znanej luksusowej marki stoi ramie w ramie, ze studentka w wyciągniętym t-shircie z mango i espadrylach zapewne przywiezionych z wakacji na Majorce. Ten przypadkowy duet i wciąż tańczący Chulapos to jak skrót historii hiszpańskiej mody. Kilka warstw tej samej opowieści: z jednej strony tradycja i ceremonia, z drugiej – lekkość ulicy i codzienności. A jednak wszyscy dzielą ten sam mianownik: dumę z tego co i jak noszą.

Hiszpańska moda nie zaczyna się na wybiegu. Jej źródła znajdziemy w pałacowych komnatach, w mroku królewskich portretów El Greca i Velázqueza. W XVI i XVII wieku, kiedy reszta Europy flirtowała z pastelami, co ciekawe z aktualnej kolorowej perspektywy, Hiszpania wybrała czerń - nie jako żałobę, lecz manifest potęgi. Czerń, haftowana złotem i srebrem, stała się uniformem władzy. Mantilla - lekka jak cień, a jednocześnie nosząca ciężar tradycji - przez wieki towarzyszyła Hiszpankom od ceremonii religijnych po codzienny spacer. Każdy jej ruch opowiadał historię kraju, w którym moda była formą języka polityki i wiary.

Nie można tez mówić o Hiszpanii bez flamenco - nie tylko jako formy sztuki i tańca, ale jako całej filozofii ubioru. Falbany, które poruszają się jak ocean w czasie sztormu. Grochy i pasy, oplatające kobiece sylwetki. Czerwień, która nie potrzebuje światła, by płonąć. Z drugiej strony strój torreadora, traje de luces, to arcydzieło konstrukcji: hafty, złote nici, kryształy, perfekcja kroju, której nie powstydziłby się żaden dom mody haute couture. Te teatralne elementy nigdy całkiem nie zniknęły - dziś migoczą w kolekcjach Loewe, w aksamitnych marynarkach Mango, w haftach na dżinsowych kurtkach sprzedawanych w małych Madryckich pracowniach i nadają nowy nurt skąpanym w stylu hiszpańskim ulicom.

Gdy Cristóbal Balenciaga opuścił swój rodzinny dom w Getarii, zabrał ze sobą coś więcej niż umiejętność szycia. Zabierał spojrzenie na ciało, które kształtowała hiszpańska architektura: surowe linie gotyku, przestrzenie, które oddychają. Jego projekty były jak katedry z tkaniny - monumentalne, ale pełne światła. Paco Rabanne dodał futurystyczny blask, Manolo Blahnik przekazał światu lekcję o tym, jak stopy mogą stać się dziełem sztuki. Te nazwiska do dziś unoszą się nad hiszpańską modą jak patroni, a ich wpływ widać nawet w najprostszych ubraniach z masowych sieciówek.

Współczesna Hiszpania to kwintesencja stylu. Na ulicach Sewilli można spotkać nastolatki w bluzach sportowych, które przewiązały w pasie koronkowy szal odziedziczony po babci. W Barcelonie elegancki mężczyzna w lnianym garniturze pije kawę obok chłopaka w jeansach z haftem inspirowanym andaluzyjską ceramiką. W Madrycie hipsterskie bary w Lavapiés pełne są ludzi w ubraniach vintage, które jeszcze kilka dekad temu mogłyby uchodzić za strój na wiejską fiestę. Tu nikt nie pyta, czy coś jest modne - ważne, czy jest twoje.

Hiszpanie mają rzadką umiejętność: potrafią nosić swoje ubrania tak, by mówiły coś o nich samych, a nie tylko o trendach. Tutaj nie ważne co zakładasz ale jak to nosisz. To widać w czasie fiest, ferii, Semana Santa - kiedy ubranie staje się niemal deklaracją patriotyczną, a kolor jest wyborem emocji. Młode pokolenie przejmuje tradycyjne symbole i przetwarza je po swojemu: mantilla w połączeniu z bomberką, falbany na crop topach, koronki zszyte z dżinsem. To nie jest rebelia, to dialog.

Dziś na każdym kroku, w każdym spojrzeniu na ulicy widać, że to kraj, który rozumie wagę detalu, wartość rzemiosła i siłę koloru. Być może dlatego Hiszpania nigdy nie musiała wybierać między tradycją a nowoczesnością bo potrafi je nosić jednocześnie, jak najlepiej dopasowaną parę rękawiczek.

Next
Next

Jadwiga Grabowska - Kobieta, która uszyła Polskę na nowo